Jacy byli Artyści w cieniu Stalina

Artyści w cieniu Stalina - recenzja książki Piotra Kitrasiewicza

Autor: Piotr Kitrasiewicz
TytułArtyści w cieniu Stalina
Liczba stron: 288

Na samym początku tej recenzji muszę przyznać, że książkę tę przeczytałam już dwa tygodnie temu, jednak zbliżająca się sesja skutecznie spowodowała zastój w aktualizowaniu bloga. Ale nie mam w zwyczaju się poddawać, dlatego dzielnie walczę na przedterminach egzaminów i mam zamiar tak samo dobrze radzić sobie z regularnym pisaniem opinii o książkach, tym bardziej, że to dla mnie sama przyjemność. 😉
Artyści w cieniu Stalina to publikacja, która jako pierwsza przykuła moją uwagę, gdy zapoznawałam się ze stroną wydawnictwa MG. Uważam, że okres stalinowski w Rosji, to czas interesujący i pełen wciąż nieodkrytych zagadek. Co prawda, w liceum realizowałam historię na poziomie rozszerzonym, jednak wciąż czułam w sobie jakąś chęć dowiedzenia się czegoś więcej o tamtych czasach. Jak manna z nieba, w jednej z przesyłek otrzymanych od wspomnianego wyżej wydawnictwa, przyszła więc do mnie ta ciekawa książka.
Artyści w cieniu Stalina Piotra Kitrasiewicza to historie czterech osób o artystycznych duszach, którym przyszło żyć w czasach, gdy władzę w Rosji sprawował Stalin. Mamy więc tutaj chociażby opowieść o Sergiuszu Eisensteinie – filmowcu, któremu radziecki przywódca przeszkodził w karierze. O tej wybitnej postaci miałam okazję usłyszeć też kilka tygodni temu na wykładach z historii mediów. Cieszę się, że temat wypowiedzi uczącego mnie pana doktora zbiegł się z momentem, kiedy czytałam recenzowaną dzisiaj książkę. Dzięki temu poszerzyłam swoją wiedzę na temat działalności Eisensteina oraz mogłam dowiedzieć się, do jakich metod był w stanie uciec się Stalin, by „pozbyć się” kogoś, kto nie pasuje do jego wizji.
Biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do literatury, nie trudno się domyślić, że drugą osobą, której historia najbardziej mnie zainteresowała był Michaił Bułhakow. Twórczość tego pisarza, z pewnością jak większość z nas, miałam okazję poznać na lekcjach języka polskiego w liceum. Niestety, na zajęciach tych musiałam się skupić przede wszystkim na treści Mistrza i Małgorzaty, nie poznając wszystkich najważniejszych epizodów z życia tego wybitnego artysty. Dzisiaj po lekturze recenzowanej w tym wpisie książki, wiem, że przez to wiele straciłam. Bowiem życie Michaiła Bułhakowa było tak barwne, tak momentami nawet doprowadzające do współczucia, że naprawdę warto o nim dowiedzieć się czegoś więcej i kojarzyć tego artystę nie tylko jako autora powieści będącej lekturą szkolną.
Artyści w cieniu Stalina to nie typowe biografie sławnych osób. To nie krótkie teksty napisane bez emocji, przekazujące tylko suche fakty. Artyści w cieniu Stalina Piotra Kitrasiewicza to książka, w której historie Sergiusza Eisensteina, Michaiła Bułhakowa, Maryny Cwietajewej oraz Osipa Mandelsztama zostały przedstawione w formie opowiadań. Dzięki temu zabiegowi czytelnik nie tylko może bardziej wczuć się w przedstawione historie, lecz także mieć poczucie rozgrywającej się akcji. Ja czytając recenzowaną dzisiaj publikację z ciekawością przewracałam jej kolejne strony chociażby dlatego, że odniosłam wrażenie, iż czytam wciągającą powieść, którą dla każdego z artystów, którym przyszło żyć w cieniu Stalina, napisało życie.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu MG.
Artyści w cieniu Stalina otrzymują ode mnie 5, czyli maksymalną liczbę arbuzów. arbuziki5

Kim jest Mąż zastępczy?

Mąż zastępczy recenzja książki

Autor: Joanna M. Chmielewska
Tytuł: Mąż zastępczy
Liczba stron: 288


Mąż zastępczy. Muszę przyznać, że tytuł brzmi niezwykle intrygująco i zanim zapoznałam się z krótkim opisem tej książki, postanowiłam sama zgadnąć, o czym będzie. Jednak mimo najszczerszych starań, nie wpadłam na pomysł, że jej główny bohater to mężczyzna zdradzony przez kobietę. Swoimi pomysłami bardziej oscylowałam przy odwrotności tej sytuacji. A tu niespodzianka. I jakże pozytywna!
Kluczowa postać tej powieści, czyli Piotr, po tym, jak został zdradzony przez żonę ze swoim szefem, postanowił zwolnić się z pracy i zacząć wszystko od nowa. Ofiara losu – można by rzec. Jednak nie w przypadku tego mężczyzny, który, wykazując się kreatywnością, założył tytułową firmę Mąż zastępczy. I tak naprawdę dopiero tutaj zaczyna się prawdziwa akcja, a właściwie to od telefonu pewnej kobiety, która prosi Piotra o pomoc w przetransportowaniu… skunksa! I choć sytuacja ta rozgrywa się na jednej z pierwszych stron książki, ja, uśmiechając się sama do siebie, już w tym momencie wiedziałam, że zapowiada się ciekawa i zaskakująca lektura.
Nie myliłam się, bowiem po historii z tym nietypowym zwierzęciem, główny bohater otrzymuje coraz to nowsze i często równie kreatywne zlecenia, a za każdym z nich kryje się krótka historia korzystających z usług Piotra osób. Poznajemy więc starszą panią, której kot uciekł na drzewo, żonę, która chce za wszelką cenę, by jej mąż był ideałem, początkującą pisarkę, a nawet niedoszłą samobójczynię. A wśród historii wszystkich tych osób, toczy się również codzienność Piotra zranionego przez los, który za wszelką cenę stara się żyć szczęśliwie i znów osiągnąć spełnienie w życiu. Czy mu się udaje? Tego nie zdradzę.
Zdradzę natomiast, że książka ta jest jedną z tych, które trzymają w napięciu do samego końca i są w stanie zaskoczyć nawet na ostatniej stronie, kiedy to czytelnik może dowiedzieć się, kto telefonował do Piotra z najbardziej nietypowymi sprawami, chociażby z prośbą o ściągnięcie majtek z drzewa.
Mąż zastępczy to powieść lekka, przyjemna, taka, którą szybko się czyta. Powieść napisana w taki sposób, że w pewnym momencie czytania Piotr nie jest już zwykłym bohaterem literackim, a staje się po prostu przyjacielem. I choć to dopiero moja pierwsza książka autorstwa Joanny M. Chmielewskiej, po którą sięgnęłam, jestem przekonana, że nie ostatnia!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MG.
Mąż zastępczy otrzymuje ode mnie 4 arbuzy arbuziki

Czas w dom zaklęty – wybaczenie, miłość i Mazury

Czas w dom zaklęty - recenzja

Autor: Katarzyna Enerlich
Tytuł:
Czas w dom zaklęty
Liczba stron: 206


Nie oceniaj książki po okładce? Ile razy to słyszałeś? Na pewno wiele. Ja też. Jednak tym razem muszę zrobić wyjątek, ponieważ uważam, że obok okładki Czas w dom zaklęty nie można przejść obojętnie. Oprawa graficzna tej powieści Katarzyny Enerlich jest, jak dla mnie, wykonana bez zarzutów, a zdjęcia znajdujące się na pierwszej stronie okładki świetnie oddają klimat całej publikacji.
Nawiązując do treści, tutaj na duży plus zasługuje fakt, że książkę tę czyta się naprawdę szybko i sprawnie. Jeśli natomiast chodzi o sam tekst, określiłabym go jako dość specyficzny. Sadzę, bowiem, że autorka potrafi zaciekawić czytelnika, jednak już na samym początku trochę gubiłam się w czasie poprzez nagłe retrospekcje.

Ponadto myślę, że Serafina uprzykrza życie głównej bohaterce aż za bardzo. I o ile odnoszę wrażenie, że w tej kwestii autorka nieco przesadziła, o tyle uważam, że sam pomysł na wykreowanie takiej postaci był dobry. Mamy tu do czynienia z często dziś spotykaną starszą kobietą, co niedzielę uczęszczającą do kościoła i pragnącą roztaczać wokół siebie aurę świętości. Niestety jej niebiański charakter to tylko pozory, ponieważ w kontaktach z innymi nie jest zbyt przyjemna, a i potępienie osób o odmiennych poglądach nie jest jej obce, mimo tego, że sam Pan nie oskarża i wybacza.
A jeśli o wybaczeniu mowa, to z pewnością jest to jedno z haseł przewodnich powieści Czas w dom zaklęty. Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy dochodzi do spotkania po latach Ruty z Serafiną i już wtedy pojawia się kwestia wybaczenia. Sądzę, że poprzez rozwiązanie tego problemu dopiero na końcu, w międzyczasie przeprowadzając czytelnika przez historię Ruty, autorka skłania go do odpowiedzi samemu sobie na pytanie, jak on zachowałby się w tej sytuacji.
Obok wybaczania kolejnym słowem klucz recenzowanej przeze mnie powieści jest miłość. Miłość spełniona, utracona, miłość do bliźnich, do mazurskiej przyrody, do Boga, ale i do samego siebie.
Katarzyna Enerlich w swojej książce Czas w dom zaklęty podejmuje więc tematy niezwykle ważne dla osób w każdym wieku. A oprócz opowiadania historii, która zapada w pamięć, autorka zadaje również pytania czytelnikowi właśnie o sens wybaczenia, o miłość, o to, na czym polega prawdziwa wiara i, co najważniejsze, o nas samych, bo nie trudno zidentyfikować się chociaż z jedną z postaci i spojrzeć na nią z nieco innej, bo opisywanej przez kogoś perspektywy.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MG.

Czas w dom zaklęty otrzymuje ode mnie 3 arbuzy arbuziki3

Czas pokaże, czyli jak wyjęto ze mnie emocje

Anna Ficner-Ogonowska, Czas pokaże, recenzja

Autor: Anna Ficner-Ogonowska
Tytuł: Czas pokaże
Liczba stron: 715


Czerwono-granatowa okładka, z przodu uśmiechnięta kobieta w dużym kapeluszu, a z tyłu tradycyjnie – opis. Liczba stron: 715, co ewidentnie ucieszyło moje oczy i rozbudziło ciekawość, co też mogę znaleźć na kartkach powieści Anny Ficner-Ogonowskiej pt. Czas pokaże.
Nie ukrywam, że książkę tę otwarłam mając dość wygórowane oczekiwania co do treści, gdyż byłam już po lekturze wszystkich poprzednich powieści tej autorki, które podniosły poprzeczkę dość wysoko. Ku własnemu zdziwieniu, moje uczucia po pierwszych kilkudziesięciu stronach Czas pokaże były dość mieszane. Uważam bowiem, że wprowadzenie do właściwej historii jest zbyt długie, a wartka akcja mogłaby zacząć rozgrywać się już wcześniej.
Z kolei wydarzenia, którym czytelnik może się przyjrzeć po bliższym, obszernym zapoznaniu z rodziną i życiem głównej bohaterki – Julki, są moim zdaniem przedstawione naprawdę realistycznie i interesująco. Kiedy losy Julii zaczęły coraz bardziej splatać się z losami Łukasza, pojawiła się we mnie nieodparta wręcz chęć poznania zakończenia tej historii.
Na duży plus w mojej opinii zasługuje opis uczuć towarzyszącym Julce po zerwaniu z Łukaszem. Mając podobne doświadczenia, czułam się, jakby ktoś wszystkie te słowa, te sytuacje, wyjął z mojego życia. Tak, ewidentnie w tym momencie pani Anna Ficner-Ogonowska wykazała się wysoką znajomością ludzkiej, zranionej przez rozstanie z ukochaną osobą natury oraz umiejętnością doboru słów do sytuacji.
Za ciekawy uważam również wątek ciotki Klary. Przy odrobinie sprytu podczas czytania powieści Czas pokaże, można zabawić się w psychologa i spróbować samemu poznać przyczynę pesymistycznej natury siostry matki Julki.
Opis mojego egzemplarza Czas pokaże przyozdobiony jest kolorowymi samoprzylepnymi karteczkami z numerami stron. 680, 712 – to do nich wracam najczęściej, to słowa zapisane na nich mają dla mnie największe znaczenie. Uczą miłości, tego, że powinno się dawać więcej niż się ma, że wolne serce ma być niebem człowieka… Zwykła gadanina? Nie dla mnie, gdyż dla mnie historia rozgrywająca się na kartkach tej powieści, wszystkie uczucia, emocje, każde zdanie to doskonały przewodnik po życiu, który nakierowuje, że ważne są czyny, że, tak jak Julka, wystarczy tylko odkryć, iż wszystko ma swój sens. Jednak przede wszystkim ta książka daje nadzieję, że radość zawsze wraca.

I za te uczucia, za ten niezwykły przekaz emocji Czas pokaże otrzymuje ode mnie 4 arbuzy arbuziki